Opowiem Wam, co mi się zdarzyło w drodze powrotnej z nagrania do audycji Classic Design. Siedziba radia RMF Classic jest na Kopcu Kościuszki. Krajobraz jest tam piękny, a w ten dzień było wyjątkowo ciepło, miło, niebo, raj. Energia słoneczna docierała do centrum ciała, ogrzewała i ładowała każdą moją komórkę. Na dodatek przed chwilą opowiadałam o mojej pasji, więc moje fuksjowe serce było maksymalnie przepełnione pozytywną energią. Poniżej są pliki mp3 z naszej rozmowy, które udostępnił mi przemiły dziennikarz Dariusz Stańczuk. Mam pamiątkę na całe życie z mojej radiowej przygody. Trema oczywiście była ze mną. To moja przyjaciółka, którą zawsze zabieram ze sobą na moje wystąpienia publiczne. Pisałam niedawno o tym tutaj.
Tematem audycji było rękodzieło i moja umiejętność władania czarodziejską różdżką, zwaną szydełkiem. Posłuchajcie opowieści o moich początkach i ulubionych projektach:
Wracając z nagrania, pełna pozytywnych wrażeń, wsiadłam w autobus numer 100. Trochę mi nie pasował, bo jechał na Salwator, a ja potrzebowałam dostać się na Rondo Grunwaldzkie, ale trudno. Ruszyliśmy. Kierowca, ja i kilku innych paserów. Z Kopca jedzie się skręcając cały czas w lewo. U stóp wzgórza autobus znowu skręcił w lewo i zatrzymał się na przystanku. Patrzę, kierowca zrobił się blady i zaczyna coś szeptać pod nosem. Włączył wsteczny i powoli się wycofuje. Pomylił trasy? A to pech! Zawrócić teraz na dwupasmówce to cud i brawura. A jednak powoli, powoli, między mknącymi z tyłu autami kierowca zrobił manewr i wyjechał z opresji. Pasażerowie odetchnęli z ulgą, ale prowadzący pojazd dalej coś mówił pod nosem i kręcił głową. Miałam trochę wyrzuty sumienia, że zesłałam na niego taki los, bo w końcu chciałam jechać trasą, na którą on niefortunnie skręcił. Może moje myśli wpłynęły na niego, a może to zbieg okoliczności. Wysiadając, podeszłam do niego i mówię: „Niech pan oddycha spokojnie. Wszystko w porządku.” A on: ”Bo to wszystko przez te zakręty. W lewo i w lewo.” A ja na to: ”Dzięki panu mieliśmy super przygodę!” I cały autobus zaczął głośno rechotać. Kierowca odzyskał humor i podziękował mi za te słowa. Staruszka, która jechała „stówą” i potem stała ze mną na przystanku, uśmiechała się szeroko przez dłuższą chwilę. Tylko ona i ja wiedziałyśmy dlaczego :)
Zobaczcie, jak niewiele potrzeba, żeby ludzie się uśmiechnęli i poczuli lepiej. Sprawdźcie to sami. Codziennie są okazje żeby z kimś nawiązać relacje. Rozejrzyjcie się. Może ktoś obok Was ma jakiś problem, a Wy możecie mu pomóc, choćby zwykłym gestem, uśmiechem. Banalne ustąpienie miejsca w autobusie może spowodować, że dobra energia zacznie pączkować.
*
Miałam ostatnio sporo niesamowitych spotkań z leciwymi kobietami. Zauważyłam, że one często pierwsze nawiązują kontakt. Zaczepiają. Coś tam mówią niby do siebie, ale patrzą głęboko w oczy i oczekują reakcji. Jak się ktoś do nich odezwie, to ożywiają się i kontynuują z entuzjazmem rozmowę. Jakby były spragnione ludzkiej mowy. A może tak jest? Może nikt bliski z nimi nie rozmawia i szukają interlokutorów wśród obcych? Teraz tak jest, że ludzie jadą autobusem w tłumie obok siebie. Są tak blisko siebie, ale jednocześnie zupełnie obcy. Jakby się nie widzieli, nie słyszeli, nie czuli. Nikt do nikogo się nie odzywa, nie uśmiecha. Wszyscy jadą w milczeniu. Chcą świętego spokoju i kilkanaście minut jazdy środkiem komunikacji miejskiej wolą wykorzystać na drzemkę, albo na zwykłe „nicnierobienie i nie cierpią jak im się przeszkadza w podróży.
Kiedyś w tramwaju pewna starsza pani zaczęła mi opowiadać o tym, że pamięta jak budowano Elbud w Krakowie w 1946 roku. Miała wtedy kilka lat, mieszkała nieopodal stacji kolejowej Bonarka i pociągi tuliły ją do snu. Bardzo mi się spodobało to wyrażenie „tuliły do snu”. To niesamowite, że człowiek ma taką zdolność przystosowania się do środowiska. „Mam pięciu synów” powiedziała spokojnie. Zrobiłam wielkie oczy i mówię: „Ja mam dwóch i pełne ręce roboty. Jak sobie pani poradziła z wychowaniem pięciu chłopaków?” Uśmiechnęła się i powiedziała wymownie „Mam jeszcze 3 córki.” Zaniemówiłam. Szok. Urodzić i wychować ośmioro dzieci to dopiero jest wyzwanie. To dopiero jest sztuka. I taką iskrę w oku mieć i zadowolenie z życia. To jest to!
Inną staruszkę spotkałam na przystanku pod moim domem. Całkiem inną. Elegancja pomieszana z ekstrawagancją. Berecik z broszką. Mocny makijaż. Dziwne futrzaste buty jak u Eskimosa. Pani mówi, że tu kiedyś całkiem inaczej było, pola, łąki, lasy. 30 lat tu mieszka. A ja 12 i też pamiętam, że było inaczej niż dziś. Wspominam ze śmiechem gliniane wertepy jak w filmie Alternatywy 4, po których chodziliśmy w reklamówkach na butach. I znów historię życia usłyszałam. Że kiedyś to było lepiej, a teraz to takie ciężkie czasy, że tyle się płaci za rachunki, opał, jedzenie. Narzekanie włączyła. Próbowałam jej przerwać, ale zatopiona była w tych ubolewaniach. Życzyła mi na pożegnanie żebym „się nie załamywała”. Nie lubię takich życzeń, bo mają negatywny wydźwięk, ale uśmiechnęłam się do niej szeroko i powiedziałam : „A ja pani życzę pogody ducha”. W oczach starszej pani zapaliły się iskierki i dodała: „I tego uśmiechu pani życzę oczywiście!” Ooo, to mi się podoba, pomyślałam i przyjęłam z wdzięcznością życzenia.
Proszę Was pamiętajcie o tym, że składając życzenia, wysyłacie do kogoś energię. Nie mówcie: „Życzę Ci żebyś nie chorował, żebyś nie miał zmartwień, żebyś nie miał długów” , bo skupiacie uwagę na troskach. A energia podąża za uwagą. Mówcie: „Bądź zdrowy, niech Ci wszystko sprzyja, żebyś żył w dostatku, żebyś zawsze znajdował najlepsze rozwiązania.” Dostrzegacie różnicę? Nasza podświadomość jest tak skonstruowana, że nie słyszy słowa „nie”, ale zapamiętuje całą resztę.
*
Ostatnio stanęła za mną w kolejce starsza pani z wielkim koszem zakupów. Kasjerka akurat ważyła moje jabłka i mówi „Zapakować pani te pomarańcze?” I nagle ocknęła się jakby ze snu i dodała. „Jakie pomarańcze? Co ja mówię. To ze zmęczenia, przepraszam”. Starsza pani na to: „Taka wczesna godzina, pani taka młoda, a taka zmęczona? Ja już swoje lata mam, a tyle dziś rzeczy już zrobiłam i mam jeszcze tyle w planach, że ho ho!” Uśmiechnęła się szeroko. Wigor tryskał z jej twarzy. Wyglądała na bardzo szczęśliwą.
Ale muszę Wam powiedzieć, że DJ Wika przy niej to dopiero bomba energetyczna. Kobieta rakieta! Wbiegła po mojej prezentacji na Zlocie Latającej Szkoły na zaplecze i uścisnęła mnie za sceną z taką mocą, życzliwością i entuzjazmem, że nigdy nie zapomnę jej niesamowitej energii. Nie mogłam od niej oczu oderwać, gdy wieczorem stała za konsolą i żywiołowo podrygiwała w rytm puszczanych przez siebie przebojów.
Seniorki artystki są dla mnie wielką inspiracją.
Miałam niedawno również wielką przyjemność poznać panią Grażynę Brodzińską, śpiewaczkę operową, sopranistkę o nieprawdopodobnej charyzmie. Na pytanie „Co zrobić kiedy publiczność jest niemrawa, śpi, nie reaguje? Co ma zrobić artysta na scenie, jak się zachować? Odpowiedziała: „To od nas zależy. Trzeba ocieplić publiczność, wejść w relacje, rozbawić, obudzić, emanować energią i robić swoje.” Żebyście widzieli jaką ta kobieta ma energię na scenie. Jej śpiew to taniec, to historia opowiedziana melodią, rytmem.
Starsze pokolenie może nas wiele nauczyć, jeśli tylko tego chcemy.
Na koniec wspomnę moją babcię, która nauczyła mnie wielu rzeczy. Jedną z nich jest szacunek do jedzenia. Pamiętam jak całowała kromkę chleba, która niechcący spadła jej na podłogę. Pamiętam też jak kiedyś położyłam bochen do góry nogami, a ona go delikatnie odwróciła i upomniała mnie, żeby zawsze kłaść chleb tak, jak był pieczony. Babcia potrafiła każdą suchą kromkę chleba przerobić na sto sposobów, nigdy go nie wyrzucała. Robiła z niego bułkę tartą albo rozmoczony dodawała do zaczynu na nowy chleb. Robiła „obtaczaki” smażąc kromki namoczone w jajku. Robiła grzanki do zupy albo przysmak z chleba pokropionego wodą i posypanego cukrem. Zwykły chleb, woda i cukier, a smakował jak delicje.
Ktoś kiedyś powiedział, że jego dziadek zawsze zjadał danie do końca i kawałkiem chleba zbierał resztkę jedzenia z talerza, żeby nic się nie zmarnowało. Być może byłoby to przez niektórych odebrane jako nietakt albo brak kultury. Dla mnie to wyraz pokory i świadectwo wielkiego poszanowania jedzenia. Żyjemy w czasach przesytu. Półki w sklepach uginają się od produktów spożywczych. Żywność się marnuje. Pomyślmy, co możemy zrobić, żeby żyć bardziej gospodarnie, przetwarzać jedzenie, zachowywać zdrowy umiar i nie dać się konsumpcji.
Publikuję ten post w Niedzielę Wielkanocną. Naszły mnie refleksje, którymi się chciałam z Wami podzielić. Bądźmy dla siebie życzliwi, wychwytujmy mądrości od starszego pokolenia, wysyłajmy z życzeniami pozytywne wibracje, pamiętajmy o szanowaniu jedzenia i karmmy się nim z umiarem, z uwagą, na zdrowie. Dobrych i pięknych Świąt Wam życzę!
Wiola z MojaToskania.com
Aniu, dziękuję Ci za to, że podzieliłaś się swoimi przemyśleniami. Czytam je w Wielkanocny wieczór i zgadzam się z każdym Twoim słowem całkowicie, w stu procentach, totalmente! Przebywam od dwóch tygodni wśród włoskich seniorów, którzy byli bardzo ubogimi ludzmi, i to właśnie u nich, nie u mojej rodziny (która też do bogatych nie należała) zaobserwowałam szacunek dla każdego okruszka chleba oraz to, że starsi ludzie potrzebują wiele ciepła i uwagi z naszej strony…
Buona Pasqua dla Ciebie i Twoich bliskich, Aniu
saluti :)
Anna Protas
Dziękuję Wiolu za to co napisałaś i za życzenia. Najlepszości też dla Ciebie! W dzisiejszych czasach czuję się dość dziwnie z takimi przekonaniami, ale wierzę w nie z całego serca i dlatego postanowiłam się nimi podzielić. Ciesze się, że ktoś myśli i czuje podobnie :) Teraz się tak strasznie gdzieś pędzi, w pośpiechu je, wyrzuca resztki jedzenia. Kiedyś gdzieś przeczytałam, że pewna kobieta odkryła, że kiedy jadła szybko, niedbale, bez atencji bolał ją brzuch, tyła. Od kiedy je ze spokojem, z uwagą to jedzenie jej służy. Przyswaja z niego to co najlepsze. Utrzymuje odpowiednią wagę. Wierzę w to i praktykuję. Jesteśmy tym co jemy i jak jemy.